niedziela, 5 kwietnia 2015

Rozdział szósty

– Przegrałam – szepnęłam niezadowolonym tonem, opierając głowę o brzeg fotela.
Lubiłam gry strategiczno–logiczne, jednak zawsze byłam w nich słaba. Czasem wydawało mi się nawet, że nie potrafiłam myśleć, a każda porażka była odzwierciedleniem mojej czystej głupoty. Śmieszne, nieprawdaż? Mimo wszystko, był to tak dołujący fakt, iż niekiedy po nieudolnej rozgrywce, potrafiłam przez parę dni wyżywać się na ludziach wokół mnie. W takich momentach, sama nie byłam w stanie siebie zrozumieć. Fakt, że moim przeciwnikiem był chłopak, stosunkowo młodszy ode mnie, jeszcze bardziej potęgowało żal po ograniu.
Próbując zachować kamienną twarz, udawałam nieporuszoną całą tą sytuacją. Mój uciekający wzrok zdradzał jednak ogrom wewnętrznych rozterek, co wywołało delikatny uśmiech u niebieskookiego.
– Jeśli chcesz, możemy zagrać jeszcze raz. – W jego głosie dostrzegłam rozbawienie. To mogła być dobra okazja do wypytania o gości z dzisiejszego poranka.
– Powiedz mi Cielu – zaczęłam, przybierając wygodniejszą pozycję. – Kim byli ludzie, których żegnałeś dziś rano?
Po jego twarzy przeszedł cień zdziwienia.  Swój wzrok utkwił w planszy, jak gdyby dokładnie analizował moje słowa.
– To była moja ciotka Angelina Durless i jej dość ograniczony lokaj.
Nastała między nami niezręczna cisza. Skupiona w swoich własnych przemyśleniach, nawet nie zauważyłam, że hrabia podszedł do okna.
– Dlaczego ta dwójka cię tak zainteresowała? – zapytał. Jego ton nieznacznie spoważniał.
– Odniosłam wrażenie, że widziałam ich kiedyś przelotem w Londynie – skłamałam, choć nie do końca mijałam się z prawdą.
Phantomhive podszedł bliżej mnie, po czym wziął do ręki pionek królowej. Obracając go zwinnie w palcach, przyglądał się jego kształtowi.
 – To intrygujące, że tak niepozorna figura jest w stanie zdziałać tak wiele – szepnął, zwinnym ruchem zbijając postać króla.
Nie do końca wiedziałam, co miał na myśli, ani co pragnął mi tym przekazać, jednak obraz pozłacanej korony, zdobiący głowę monarchy, zapadł mi w pamięci aż do wieczora.


~*~

 W pokoju panował zaduch. Znajdująca się w nim kobieta, leniwym krokiem zwlekła się z łóżka i podeszła do okna, aby wpuścić odrobinę świeżego powietrza. Delikatny podmuch rozwiał jej włosy, a fala tlenu ocuciła umysł. Westchnęła cicho.
Już dziś musiała się wynieść z pensjonatu. Skończyły się jej pieniądze żeby wykupić kolejną noc. Zrezygnowana przeczesała nerwowo grzywkę. Miała ochotę złożyć wizytę białowłosej, jednak obiecała jej, że nie pojawi się na terenie Phantomhivów, jeśli sytuacja nie będzie na tyle poważna by tego wymagała. Bez dziewczyny poczuła się nieco samotnie. Jak mały, zagubiony kociak w wielkim mieście. Nie wiedziała gdzie ma się teraz podziać i w głębi serca przeklinała Ashide, że ją zostawiła. Nie znała w tym mieście nikogo, kto mógłby jej pomóc, nikogo… poza tym przeklętym grabarzem, z którego przyczyny ona była tu, a Yoru tam.
Nie zastanawiając się długo, odwinęła swój opatrunek, przy czym z zadowoleniem stwierdziła, że po ranie została niewielka blizna. Dla upewnienia zrobiła parę skłonów i przysiadów. Gdy po jej ciele nie przeszła żadna salwa bólu, przyjęła swoją zwierzęcą postać.
Może i miała mu za złe, że doprowadził tego szczeniaka do dziewczyny oraz że wspaniale się przy tym bawił, podczas, gdy ona odchodziła od zmysłów, jednak znała go na tyle długo, iż miała pewność, że nie odmówi jej noclegu. Przy okazji wypyta go o parę rzeczy. W końcu był to dłużny białowłosej.
Kotka wystawiła swój łeb przez uchylone okno. Zwinnym ruchem przeskoczyła na drugą stronę balustrady. Następnie powtórzyła serię należytych kroków i w ciągu paru sekund znalazła się na ziemi.
 Dotarcie do celu zajęło jej niespełna dziesięć minut. W tej postaci było to dużo łatwiejsze, niż jakby miała poruszać się w ludzkim ciele.
Przez rozbite okno, dostała się do środka zakładu. Schowana w cieniu, czekała, aż pomieszczenie opuszczą klienci szarowłosego. Przyjrzała się im dokładnie. Płacząca kobieta, ubrana w klasyczną czerń miała poszarpany dół sukni. Łkała cicho w chusteczkę, obejmowana drżącym ramieniem stojącego obok mężczyzny. Jego pocerowany, starty strój świadczył o tym, że przechodził w nim najbliższy rok.  Ewidentnie byli biedni. To rzucało się w oczy. W trumnie nieopodal leżało ciało. Chłopak miał około dziesięciu lat. Ubrany skromnie, ale schludnie wyglądał jakby wyłącznie spał.
– Nie mamy nawet jak panu zapłacić – szeptała zapewne jego matka. Jej drżący głos niemalże ścisnął serce kotki.
Poczuła żal. Nigdy nie interesowały ją uczucia ludzi. Mimo że zawsze miała z nimi styczność, to byli jej zupełnie obojętni. Wszystko zmieniło się, kiedy poznała Yoru. Ta dziewczyna była inna i wciągnęła ją w ten dziwaczny świat.
– Możesz już wyjść – powiedział grabarz, gdy dwójka opuściła pomieszczenie.
Neko wskoczyła na ladę, po czym zmierzyła mężczyznę wzrokiem.
– Jak możesz to robić? – zapytała sama zdziwiona swoją nagłą bezpośredniością, dlatego nie drążyła tematu, gdy ten nic nie odpowiedział.
Nastała chwila ciszy, którą przerwał żniwiarz.
– Co cię do mnie sprowadza? – Jego ton głosu był wesoły, co zbiło kotkę z tropu.
– Musisz mnie przenocować.
– Ja nic nie muszę – poprawił ją.
Neko warknęła cicho.
– Kiedy proponowałem to twojej znajomej, stanowczo odmówiła – zażartował.
Zielonooka nie do końca zrozumiała, co mężczyzna miał na myśli. Wolała tego nie rozgrzebywać. Szarowłosy nie był osobą zrównoważoną psychicznie, bynajmniej ona tak uważała.  Znała go już długi szmat czasu. Nigdy nie byli ze sobą zbyt blisko, wolała utrzymywać wobec niego pewien dystans. Kiedy jednak tak zdziczał? Dobrze pamiętała ich pierwsze spotkanie, gdy dzierżąc kosę w ręce, wydawał się nieposkromionym, rządnym krwi Bogiem Śmierci. Za cel obrał okolice jej świątyni. Do dzisiaj jednak nie wiedziała, co sprowadziło go aż do kraju wiśni. Uratował jej dupę, podczas gdy rada miała chęć pozbycia się jej, niczym zbędnego balastu. Było to tak dawno. Kiedy zniknął, nie miała przyjemności spotkać się z nim aż do momentu, gdy przypadkiem napatoczyła się na niego w jednej z londyńskich uliczek. Spacerowała z białowłosą, aż ta nagle przyuważyła grabarza, którego miała okazję poznać podczas pochówku jednej z ofiar. Okazał się być dobrym źródłem informacji.
Do dnia dzisiejszego nie miała pojęcia jak ktoś taki jak on mógł wieść zwyczajne życie w ludzkim świecie.  Znudziło mu się uganianie za duszami? A może coś innego wymusiło na nim przyjęcie kamuflażu. Z chęcią wypytałaby go o to, jednak zdawała sobie sprawę, że wyłącznie się ośmieszy. Mężczyzna nigdy nie był zbyt rozmowny, jeśli chodziło o prywatne tematy. Ich znajomość opierała się wyłącznie na paru docinkach. Niemniej jednak, nie miała innego wyboru jak pominąć całą tajemniczą otoczkę szarowłosego i przyjąć rzeczywistość taką, na jaką jej pozwalał.
Oprzytomniała dopiero, gdy do jej uszu dotarł dźwięk zatrzaskiwanej trumny, w której spoczywał dziesięciolatek.
Nie dobrze. Ostatnio stała się zbyt rozkojarzona.
 – Jak umarł? – Podeszła bliżej.
– Miał wylew.
Kotkę ogarnęło zdziwienie.
– W tak młodym wieku?
Grabarz stanął za ladą, po czym zaczął przeszukiwać szuflady.
– To nie pierwszy przypadek. – Rzucił przed zielonooką stertę dokumentów.
Kobieta przybrała swoją ludzką postać, a następnie wzięła plik papierów do ręki. W milczeniu zaczęła je analizować. Były to akta młodych chłopców w przedziale wiekowym od ośmiu do dwunastu lat. Nie wyróżniali się niczym szczególnym. Szare myszki z niższych sfer. Idealne łupy sekt i tym podobnych zbiorowisk. W końcu, kto przejmie się zniknięciem biednego dzieciaka? Jedynym intrygującym elementem były przyczyny ich śmierci. U każdego stwierdzono wylew.
– Jak to możliwe? – szepnęła. Jeszcze przez chwilę wpatrywała się w kartki, po czym odłożyła je na ladę.
– Zamierzasz się tym zająć?
Mężczyzna zaśmiał się.
– Nie ingeruje w życie ludzkie. – Podszedł bliżej zielonookiej.
– Jesteś grabarzem – bąknęła pod nosem krzyżując ręce na piersi.
Stary kosiarz pokiwał przecząco głową.
– Zajmuję się pustym ciałem, nie duszą – przypomniał, a na jego twarzy ponownie zagościł uśmiech. – Poza tym – zaczął – To sprawa dla małego hrabi.
– Hę? – Zmierzyła go wzrokiem. - Masz na myśli tego Phantomhiva?
Grabarz nic nie odpowiedział, jedynie zachichotał pod nosem.
– Nie dziwi cię, że ma na usługach demona?
Mężczyzna oparł się o jedną z trumien.
– Ten świat kryje wiele tajemnic Neko – odparł.
Kotka obruszyła się nieco.
– Twoja przyjaciółka może mieć kłopoty. – Do ręki wziął jedno z leżących obok ciastek.
– Co masz na myśli? – warknęła czarnowłosa zaciekłym tonem. – Czyż to nie ty naprowadziłeś tą dwójkę na nią? – syknęła wściekle.
– Nie z ich strony. – Wsadził słodycz do ust.
Kotka podniosła brew oczekując wyjaśnień.
– W najbliższym czasie powinni być dla niej pomocni. Nawet ją polubiłem wiesz. Jest w miarę – zamyślił się na chwilę – użyteczna.
– W co ty pogrywasz ? – Neko poderwała się, po czym złapała grabarza za kołnierz płaszcza, przyciskając go mocno do ściany.
– Nie wysilaj się. – Jego ton spoważniał. Odepchnął kobietę na bok. – Pomagam i świetnie się przy tym bawię.
Kocica zaklęła pod nosem.
– Dobrze mieć po swojej stronie demona, szczególnie, że inny depcze wam po piętach.
– Skąd ty… – zaczęła, jednak umilkła widząc srogie spojrzenie mężczyzny, przebijające się przez gęstą grzywkę.
– Jeśli chcesz pomóc … – Spod płaszcza wyjęła kawałek zgiętej kartki. – Powiedz jak go użyć – szepnęła, podając kosiarzowi rysunek amuletu.
Przyjrzał mu się uważnie, po czym po raz kolejny się uśmiechnął.
– To będzie kosztować.

~*~

Minęły dwa tygodnie, od kiedy zamieszkałam w rezydencji. W międzyczasie poznałam jeszcze dwie osoby. Niejakiego Tanake, który podobnie jak demon pełnił funkcję kamerdynera oraz ogrodnika. Ten ostatni był osobą, której towarzystwo szczególnie przypadło mi do gustu. Ciel praktycznie nie wychodził z gabinetu. Wraz z Michaelisem zażarcie badali sprawę Rozpruwacza. Było mi to na rękę.  Mimo wszystko ciągle dręczyły mnie nieprzyjemne myśli. Chodziłam podenerwowana. Nie lubiłam bezczynnie czekać, aż wszystkie sprawy rozwiążą się same. Byłam ciekaw jak radzi sobie kotka. Jak się czuję i czy jest bezpieczna. Niemalże uwięziona w murach posesji odchodziłam już od zmysłów. Na swoje nieszczęście byłam zmuszona oddać konia barmanowi. Poprosiłam oczywiście o to hrabiego, który niezbyt zadowolony wykonał moje polecenie.
– Nie nudzisz się tu? – zapytałam Finniego, przyglądając się jednocześnie jego pracy, którą wykonywał zresztą nieudolnie.
Na chwilę zaprzestał. Odwrócił się do mnie, po czym z uśmiechem na ustach odparł:
– Nigdy.
Stęknęłam niezadowolona jego odpowiedzią.
– Jak chcesz – zaczął niepewnie – możesz mi pomóc.
Spojrzałam ponownie na niego, po czym podniosłam się z ławki i biorąc do rąk jedne z nożyc zaczęłam przycinać zbyt długie gałązki.
Chłopak ponownie się uśmiechnął. Odwzajemniłam gest.
Uporaliśmy się z robotą dużo szybciej niż przypuszczałam. Zmęczona wróciłam do środka. Po drodze wstąpiłam jeszcze do kuchni. Wchodząc do pomieszczenia przed moimi oczami ukazała się znana sylwetka. Czarnowłosy zupełnie zlewa wszy moją osobę kończył piec ciasto będące zapewne deserem dla panicza. Usiadłam przy stoliku częstując się świeżymi bułeczkami. Ukradkiem oka obserwowałam poczynania lokaja. Śledziłam dokładnie jego ruchy, gdy ugniatał krem. Robił to bardzo precyzyjnie. Zaczęłam się zastanawiać, jaki widział w tym sens. Jak bardzo cenna musiała być dusza niebieskookiego, skoro dla niej zniżał się do poziomu ludzkiego sługi. Nie tak wyobrażałam sobie zimnego, bezwzględnego demona. Nie taki obraz utknął mi w głowie. I chociaż wiedziałam, że to tylko czysta gra pozorów to wciąż nie mogłam uwierzyć jak można tak bardzo wczuwać się w rolę.
– Aż tak bardzo ci się podobam, że nie możesz odciągnąć ode mnie wzorku? – Wciąż odwrócony tyłem przecierał ścierką brudny blat.
Warknęłam cicho pod nosem zniesmaczona jego uwagą.
– Daruj sobie.
Spojrzałam na obraz prezentujący się za oknem. Pogoda znacznie się poprawiła. Z dnia na dzień robiło się coraz cieplej, a wszystkie rośliny powoli zaczynały zakwitać.
– Jak idą sprawy? – zagadnęłam złośliwie. Dobrze zdawałam sobie sprawę, że wyłączając informacje, jakie im przekazałam, nie mieli żadnego tropu.  Rozpruwacz nie da się złapać tak łatwo.
Kamerdyner kończył ozdabiać posiłek.
– W należytym porządku – odparł, po czym nałożył kawałek ciasta na talerz zdobiący srebrną tacę. Wyjął z szuflady potrzebne sztućce i wyszedł z pomieszczenia.
Leniwie podniosłam się z krzesła, a następnie podreptałam za Michaelisem.
Jego arogancja zaczęła mnie poważnie irytować. Pewne było, że nie pałaliśmy do siebie miłością. Nie liczyłam nawet na to, że mnie polubi, był demonem. Demony nie odczuwają empatii. Było mi wszystko jedno, co o mnie myślał, czy tolerował. Nienawidziłam jednak być ignorowaną.
– Gdzie idziesz?– zapytałam głupio, mimo że doskonale znałam odpowiedz. Skoro nie miałam nic lepszego do roboty, mogłam chociaż po uprzykrzać mu dzień. Byłam ciekaw jak długo potrafi utrzymywać swoją barierę powagi.
Z jego ust nie padło żadne słowo. Zatrzymaliśmy się pod gabinetem Ciela. Mężczyzna zapukał, po czym pchnął dębowe drzwi. Weszłam zaraz za nim.
– Przygotowałem dla panicza ciasto francuskie z kremem czekoladowym i jagodami. – Ukłonił się lekko.
Chłopak podniósł na naszą dwójkę swój zmęczony wzrok. Wyglądał jakby od tygodnia nie zmrużył oka. Jego cera poszarzała, a powieki ledwo utrzymały ku górze. Kiwnął głową pozwalający, by czerwonooki podał mu posiłek.
– Coś się stało? – zapytał przysuwając kawałek ciasta do buzi.
Moja bezczynność sięgała zenitu. Ani mi się widziało spędzić tu kolejny, nic nie wnoszący do mojego życia dzień. Wszelkie poszukiwania zostawiłam w rękach Neko. Mimo to ciągła niepewność boleśnie wyrzynała mnie od środka.
– Potrzebuje konia.
Ciel zmierzył mnie wzrokiem.
– Chce pojechać do Londynu – wytłumaczyłam krzyżując ręce na piersi.
Młody hrabia spojrzał porozumiewawczo na parzącego herbatę lokaja.
– Sebastian, przyprowadź pojazd. Pojedziecie razem – rozkazał.
– Nie jestem waszym więźniem, nie potrzebuje opieki, mogę jechać sama – zaprotestowałam.
Obecność demona nie była mi na rękę.
– Obiecałem dbać o twoje bezpieczeństwo. Nie zmienię zdania.
Warknęłam cicho, po czym ze złością opuściłam pomieszczenie. 
Jakim prawem ten gówniarz mi rozkazywał?

~*~

Pojazd ruszył. Nieco naburmuszona białowłosa obserwowała oddalający się obraz posiadłości. Na całe szczęście udało jej się wykonać odpowiedni telefon, poprzez który spotka się z Neko.
Po paru minutach uspokoiła się nieco. Miała nadzieję, że demon nie będzie jej stale towarzyszył. Nie miała pojęcia, co udało mu się o niej dowiedzieć. W jego obecności czuła się nieswojo. Miała przed sobą przystojnego mężczyznę, do którego wzdychało na ulicy wiele kobiet, a zarazem ten okaz piękna skrywał w sobie drapieżną bestię, która gdyby chciał, rozerwałaby ją na strzępy. Mimo wszystko nie bała się go.  Miała świadomość, że bez rozkazu Ciela nie kiwnie nawet palcem.
Zmierzyli się wzrokiem. Żadne nie zamierzało odpuścić.
– Wyglądasz jak mała, zagubiona owieczka.
Na te słowa, z dziewczyny uszła cała pewność siebie.  Chodź w środku dygotała każda cząstka jej duszy, na zewnątrz starała się utrzymać powagę.
Już kiedyś słyszała te słowa.
Gdzie jesteś biedna owieczko?
Wyprostowała się przymykając oczy.
– I tak z pewnością lepiej niż ty – odgryzła się.
Reszta drogi minęła spokojnie. Do Londynu dotarli w przeciągu godziny. Przed wyjściem z pojazdu, dziewczyna naciągnęła na siebie swój płaszcz.
– Spotkajmy się tu za godzinę – szepnęła znikając w tłumie ludzi.
Demon jeszcze przez chwilę wypatrywał jej sylwetki. Mógł za nią iść, jednak nie widział sensu, aby to zrobić. Nie interesowały go jej prywatne sprawy, bynajmniej dopóki nie narażały się paniczowi.
Bezceremonialnie odwrócił się na pięcie i odszedł w odwrotnym kierunku. Miał do załatwienia jeszcze jedną sprawę.

~*~

–Yoru. – Czarnowłosa uścisnęła przyjaciółkę.
– Dowiedziałaś się czegoś istotnego?
– Niestety. – Neko pokiwała przecząco głową.
– Cholera – zaklęła nastolatka. – Jak się czujesz? – Zmierzyła czarnowłosą od stóp do głów.
–  W porządku. – Uśmiechnęła się lekko. – Nie powinnaś jednak tu przez jakiś czas przyjeżdżać.
Yoru uniosła zdziwiona brwi.
– Dlaczego?
Kotka ze zrezygnowaniem oparła się o kawałek muru.
– Cały Yard jest poruszony twoją osobą – odpowiedziała przymykając oczy.
– Ale jak to?
– Ten mężczyzna, którego ostatnio zabiłaś – zaczęła, na co białowłosa cofnęła się wspomnieniami do wydarzeń sprzed dwóch tygodni. – Był bratem głównego szefa policji. Po paru dniach ktoś doniósł, że widział sprawcę. Bardzo szczegółowo cię opisał – dokończyła.
Yoru poczuła jak traci grunt pod nogami.
– To niemożliwe – szepnęła.
– A jednak.
– Nie – zaprzeczyła. – Jestem tego w stu procentach pewna.
Kotka zmierzyła ją dokładnie wzrokiem.
– Więc co o tym sądzisz?
Białowłosa zamyśliła się na chwilę.
– Chce mnie tym sposobem wywabić.
Nastała niezręczna cisza. Obie analizowały w głowach wszystkie fakty.
– Rozumiesz, że teraz nie zostawię cię samej? – Nastolatka pokiwała głową.
– Wiem. Chodź. – Gestem ręki nakazała kotce podążać za nią.
– Ciel się nie ucieszy.

~*~


Ta dam xD Udało mi się doskrobać kolejny rozdział. Wiem, że powiewa nudą. Mam w głowię jedną wielką koncepcję i masę scenariuszy, jednak nie do końca potrafię przelać to tak jak sama widzę. Może kiedyś uda mi się tego nauczyć :D
Ostatecznie blogspot nie chciał ze mną współpracować. Nie chciał wklejać sformatowanego tekstu w związku z czym, zostałam zmuszona do wyspacjowana wszystkich akapitów, ale nie miałam siły już na kombinowanie z odstępami i tego typu elementami. Dlatego wybaczcie jeśli coś przeoczyłam lub zrobiłam nierówno.
A teraz, no cóż.
Z Okazji świąt, chciałam wam życzyć dużo radości, pogody ducha i przede wszystkim zdrówka ! :) Mam nadzieję, że pierwszy dzień minął wam w przyjemnej atmosferze. Buziaki ! :*